Zamykam oczy i już jestem na rodzinnych wspólnych corocznych wakacjach na Karaibach...Leżę na mahoniowym leżaku i ukradkiem spoglądam na moją ukochaną 3 letnią córeczkę, która buduje wraz z innymi dziećmi różnych narodowości, różnego rodzaju budowle z piasku. Amimatorki podśpiewują urocze pięknie brzmiące piosenki hiszpańskie, a dzieci po swojemu dotrzymują tonu. Mąż szaleje w basenie - grają w "water polo" z innymi mężczyznami - ponieważ większość to obcokrajowcy mówiący na co dzień w języku angielskim, okropnie się cieszę, że mój mąż będzie musiał się trochę wysilić ;-). W oddali słychać już energetyczne rytmy merengue, moje nogi zaczynają mi się rytmicznie poruszać. Zaczynam czuć pragnienie. W oddali widzę już uśmiechniętego latynosa, który (dziękuję w duchu) kieruje się w moją stronę. Podaje mi ulubiony orzeźwiający napój na bazie "Mojito" a dla córki (nie do wiary, że pamiętał) koktajl z mleka i bananów. Ach to all inclusive. Zadowolona kładę mu na tacę mały napiwek i wołam córkę do siebie na picie, bo przecież w tej gorączce zaraz wszystko będzie ciepłe. Ooo słychać już wiwaty wygranej drużyny - ciekawe ile dziś mężowi udało się strzelić bramek. Za chwilę musi przyjść i zająć się córeczką, bo ja mam zaraz jogę. Potem obiad (musowo świeże smakowicie przyrządzone rybki) i wieczorem płyniemy katamaranem w trójkę na mała wspólną wycieczkę. Potem mini disco dla naszej pociechy i wieczór dla mnie i męża. Będziemy siedzieć na tarasie, patrzyć jak zachodzi słońce, rozmawiać i cieszyć się sobą. Oj tak - kocham takie nasze wspólne chwile. Takie wspólne wakacje są naprawdę na wagę złota, niekoniecznie w tropikach. Otwieram oczy i wracam do codziennych obowiązków, muszę córkę do żłobka odprawić, mężowi zrobić śniadanie a sama iść do pracy, by zarabiać na nasze kolejne wspólne odkrywanie świata.
Komentarze